Historie
» Pokaż wszystko «Przegl. «1 ... 59 60 61 62 63 64 65 66 67 ... 100» Dalej» » Pokaz slajdów
Kosiński Maksymilian - gehenna Zesłańca i ucieczka, powrót do Polski
Gazeta Wileńska marzec 1997
Historia z Powstania Listopadowego
Odpis, zrobiony 10.2.1948 Z prowincyi, dnia 10.2.1902 Szanowna Redakcjo "Pracy!"
Czytając w nr 4-tym"Pracy" wspomnienie o ostatnich oficerach wojska polskiego z r. 1831, szczególnie o panu Leopoldzie Paliszewskim z 189 pułku piechoty, osobiście mnie dobrze znanym, pozwalam sobie przesłać mały wyciąg przygód z życia weterana zamieszkałego w wileńskiej parafii. Mało zapewne takich, którzy by tyle doznali i cierpieli za sprawę dobrą, ręczę, że kilka słów, które Sznowna Redakcja raczy umieścić zainteresują czytelników "Pracy".
"Najjaśniejszy Syn słońca, najmiłościwszy wszechwładny batiuszka, car niepojęty od Raju aż do tutejszych śniegów, urodzona miłość, przebacza wam wszystkim najcięższą obrazę, za którą każdy z was zasłużył sobie karnie najstraszniejszą śmiercią, a potem wieczne piekło. Ale ze względu na swe nieograniczone miłosierdzie, aby dusze wasze wybawić od wiecznego piekła, wysłał was tu pomiędzy najlepsze i najstarsze dzieci, abyście tutaj mogli za tak ciężki grzech i obrazę Syna słońca Najjaśniejszego odpokutować, i dusze wasze od wieczystego czarnego piekła wybawić"
Po wygłoszeniu tego całego dokumentu, otrzymał każdy posieleniec fuzyę krzemienną, funt prochu, 5 funtów ołowiu, długą włócznię, piłę i łopatę do zbudowania sobie szałasu i żywności na 3 dni, troskę o dalsze utrzymanie pozostawiono wygnańcom. Smutne i opłakane życie rozpoczęło się dla Kosińskiego, gdyż oprócz starania się o utrzymanie, każdy posieleniec złożyć musiał do skarbu rocznie: dwie skóry białego niedźwiedzia, dwie skóry siwego i dwie czerwonego lisa, jedną skórę bobra i dwie torbanosie, dwie skóry czarnej i dwie popielatej kuny, cztery skóry gronostajów, jedną skórę sobolową.
Blisko dwa lata będąc przyłączonym do oddziału pod przewodnictwem Łukasińskiego, pędził Kosiński wśród śmiertelnych zapasów z dzikim zwierzem nędzny żywot na miejscu wygnania, w lodowatej strefie Kamczatki tęskniąc za krajem rodzinnym, a będąc 22 letnim młodzieńcem marzył, że może kiedyś jeszcze ujrzy swoich, lecz wydobyć się z Kamczatki było czczem marzeniem, niepodobieństwem, a jednak to marzenie się ziściło.
W Bolszy, mieście portowem Kamczatki, utrzymywał rząd kilkanaście lichych łodzi, część tychże służyła do przewozu produktów i towarów z półwyspu do Ochocka, drugą część wynajmowali kupcy tamtejsi, którym do obsługi statków wolno było przybrać sobie posieleńców. Na jednej z tych łodzi, przeznaczonej na podróż aż do wysp Kurylskich celem polowania na bobry i czarne lisy znajdował się Kosiński i Łukasiński z kilkunastu wygnańcami. Po kilkudniowej wyprawie, wracając ze znaczną zdobyczą, napotkali statek kupiecki holenderski, a poznajomiwszy się z załogą tego statku powzięli wygnańcy zamiar ucieczki, do której im Holendrzy, otrzymawszy kilkadziesiąt snoków skór bobrowych i lisich, pomogli. Omówiono sposób i kierunek żeglugi, przeciwnych ucieczce wyrzucono w morze i dalej w drogę. Okropna to była podróż, przez morze lodowate, nędzną łodzią tydzień cały, w ciągłem niebezpieczeństwie rozbicia o krę lodową: szczęśliwie atoli, przebywszy morze lodowate wpłynęli wygnańcy na morze Japońskie, tu kilka razy groziło im pojmanie przez korsarzy chińskich, nie pozwolono im do żadnego portu przybijać. Żywiąc się trawą morską i rybami ułowionemi, płynął nasz weteran z towarzyszami dalej morzem Indyjskiem, Atlantykiem i po najrozmaitszych przygodach, minąwszy cieśninę Gibraltarską do portu w Genui zawinęli. Pieniędzmi ze sprzedaży statku się podzieliwszy, wygnańcy się pożegnali. Kosiński piechotą (bo go z pieniędzy w pewnej gospodzie obrali), wrócił w swoje ojczyste strony do Drawska, gdzie dziś już jako 90 letni starzec, rześki umysłowo i fizycznie u dzieci swoich przebywa.
Weteran z r. 1830/31 Maksymilian Kosiński umarł w Drawsku 1.3.1907. Na jego pogrzebie było 3 okolicznych księży, i ja jako organista parafii.
Stanisław Wielebski
Od Redakcji.
Prosimy mieszkańców Drawska i okolic o kontakt w sprawie Maksymiliana Kosińskiego, chcemy bowiem poznać jego dalsze losy i miejsce pochówku. Sprawą tą zainteresował się również ks. Bogdan Kita, który pomaga nam w poszukiwaniach.
Artykuł z prasy i mapka dzięki uprzejmości i za zgodą Macieja Glogusa praprapraprawnuka Maksymiliana Kosińskiego.
Droga Maksymiliana na Sybir i powrót do domu

Historia z Powstania Listopadowego
Odpis, zrobiony 10.2.1948 Z prowincyi, dnia 10.2.1902 Szanowna Redakcjo "Pracy!"
Czytając w nr 4-tym"Pracy" wspomnienie o ostatnich oficerach wojska polskiego z r. 1831, szczególnie o panu Leopoldzie Paliszewskim z 189 pułku piechoty, osobiście mnie dobrze znanym, pozwalam sobie przesłać mały wyciąg przygód z życia weterana zamieszkałego w wileńskiej parafii. Mało zapewne takich, którzy by tyle doznali i cierpieli za sprawę dobrą, ręczę, że kilka słów, które Sznowna Redakcja raczy umieścić zainteresują czytelników "Pracy".
Czytelnik "Pracy"
Maksymilian Kosiński urodził się w r. 1812. Jako młodzieniec 18-letni, uczeń gimnazjum leszczyńskiego, bawiąc przypadkowo z ojcem, kapitanem armii Napoleońskiej w Warszawie 29. listopada 1830 pośredni miał udział w zajęciu Belwederu. Następnie zaciągnął się do pułku strzelców pod dowództwem majora Suchodolskiego. 14. lutego 1831 był czynnym w bitwie pod Dubnem, 19. lutego w bitwie pod Grochowem, 9. maja ranny pod Ostrołęką. Później należał do wyprawy na Litwę pod jenerałem Chłapowskim. 15. czerwca walczył pod Malinówką. 28. czerwca ranny w bitwie pod Wilnem, w której rozbito wojsko polskie, gdyż jenerał Giełgud, mimo kilkakrotnego wezwania, z pomocą nie nadszedł. Cofając się rozbitki spotkały po drodze korpus jenerała Ramorina, dążącego do Warszawy. W Brześciu Litewskim napadnięty przez Moskali Ramorina uchodził z swym korpusem ku granicy austryjackiej: stoczył z nieprzyjacielem kilka utarczek, widząc nareszcie, że się nie oprze przeważającej sile nieprzyjaciela, pod miasteczkiem Słomniki złożył broń. Ramorino przeszedł granicę, wojsko wzięto do niewoli, z niem i Maksymiliana Kosińskiego: pędzono ich pojedyńczymi oddziałami na Kijów, Smoleńsk do Kazania, gdzie nasz weteran z majorem Łukasińskim niejakiś czas przebywał, chłodem i głodem przymierając. Łukasiński wplątany w spisek bojarów rosyjskich uszedł aresztowaniu, zabrawszy ze sobą Kosińskiego dostali się do Petersburga, skąd morzem postanowili zbiec za granicę, niestety na pokładzie statku podczas rewizyi paszportów, które jak się okazało, były podrobione, aresztowano obydwóch, śledztwo wdrożono i skazano ich na wygnanie i posielenie do półwyspu Kamczatki. Podróż kibitką trwała 4 miesiące, wieziono ich na Jekateryn, Tobolsk, z Tobolska reniferami przy trzaskającym mrozie przez gubernię Himinską, żywiąc się po drodze rybami złowionemi, do miasta Irtysz. Z Irtyszy psim zaprzęgiem przez Tomsk do Ochocka, gdzie ich dla wygojenia odmrożonych członków na jakiś czas zatrzymano. W Ochocku wsadzono Kosińskiego i Łukasińskiego na statek rządowy i przewieziono do Kamczatki: przybyłych do portu Bolsza stawiono przed gubernatorem, który im następujący przeczytał reskrypt w obecności kilku innych wygnańców:"Najjaśniejszy Syn słońca, najmiłościwszy wszechwładny batiuszka, car niepojęty od Raju aż do tutejszych śniegów, urodzona miłość, przebacza wam wszystkim najcięższą obrazę, za którą każdy z was zasłużył sobie karnie najstraszniejszą śmiercią, a potem wieczne piekło. Ale ze względu na swe nieograniczone miłosierdzie, aby dusze wasze wybawić od wiecznego piekła, wysłał was tu pomiędzy najlepsze i najstarsze dzieci, abyście tutaj mogli za tak ciężki grzech i obrazę Syna słońca Najjaśniejszego odpokutować, i dusze wasze od wieczystego czarnego piekła wybawić"
Po wygłoszeniu tego całego dokumentu, otrzymał każdy posieleniec fuzyę krzemienną, funt prochu, 5 funtów ołowiu, długą włócznię, piłę i łopatę do zbudowania sobie szałasu i żywności na 3 dni, troskę o dalsze utrzymanie pozostawiono wygnańcom. Smutne i opłakane życie rozpoczęło się dla Kosińskiego, gdyż oprócz starania się o utrzymanie, każdy posieleniec złożyć musiał do skarbu rocznie: dwie skóry białego niedźwiedzia, dwie skóry siwego i dwie czerwonego lisa, jedną skórę bobra i dwie torbanosie, dwie skóry czarnej i dwie popielatej kuny, cztery skóry gronostajów, jedną skórę sobolową.
Blisko dwa lata będąc przyłączonym do oddziału pod przewodnictwem Łukasińskiego, pędził Kosiński wśród śmiertelnych zapasów z dzikim zwierzem nędzny żywot na miejscu wygnania, w lodowatej strefie Kamczatki tęskniąc za krajem rodzinnym, a będąc 22 letnim młodzieńcem marzył, że może kiedyś jeszcze ujrzy swoich, lecz wydobyć się z Kamczatki było czczem marzeniem, niepodobieństwem, a jednak to marzenie się ziściło.
W Bolszy, mieście portowem Kamczatki, utrzymywał rząd kilkanaście lichych łodzi, część tychże służyła do przewozu produktów i towarów z półwyspu do Ochocka, drugą część wynajmowali kupcy tamtejsi, którym do obsługi statków wolno było przybrać sobie posieleńców. Na jednej z tych łodzi, przeznaczonej na podróż aż do wysp Kurylskich celem polowania na bobry i czarne lisy znajdował się Kosiński i Łukasiński z kilkunastu wygnańcami. Po kilkudniowej wyprawie, wracając ze znaczną zdobyczą, napotkali statek kupiecki holenderski, a poznajomiwszy się z załogą tego statku powzięli wygnańcy zamiar ucieczki, do której im Holendrzy, otrzymawszy kilkadziesiąt snoków skór bobrowych i lisich, pomogli. Omówiono sposób i kierunek żeglugi, przeciwnych ucieczce wyrzucono w morze i dalej w drogę. Okropna to była podróż, przez morze lodowate, nędzną łodzią tydzień cały, w ciągłem niebezpieczeństwie rozbicia o krę lodową: szczęśliwie atoli, przebywszy morze lodowate wpłynęli wygnańcy na morze Japońskie, tu kilka razy groziło im pojmanie przez korsarzy chińskich, nie pozwolono im do żadnego portu przybijać. Żywiąc się trawą morską i rybami ułowionemi, płynął nasz weteran z towarzyszami dalej morzem Indyjskiem, Atlantykiem i po najrozmaitszych przygodach, minąwszy cieśninę Gibraltarską do portu w Genui zawinęli. Pieniędzmi ze sprzedaży statku się podzieliwszy, wygnańcy się pożegnali. Kosiński piechotą (bo go z pieniędzy w pewnej gospodzie obrali), wrócił w swoje ojczyste strony do Drawska, gdzie dziś już jako 90 letni starzec, rześki umysłowo i fizycznie u dzieci swoich przebywa.
Weteran z r. 1830/31 Maksymilian Kosiński umarł w Drawsku 1.3.1907. Na jego pogrzebie było 3 okolicznych księży, i ja jako organista parafii.
Stanisław Wielebski
Od Redakcji.
Prosimy mieszkańców Drawska i okolic o kontakt w sprawie Maksymiliana Kosińskiego, chcemy bowiem poznać jego dalsze losy i miejsce pochówku. Sprawą tą zainteresował się również ks. Bogdan Kita, który pomaga nam w poszukiwaniach.
Artykuł z prasy i mapka dzięki uprzejmości i za zgodą Macieja Glogusa praprapraprawnuka Maksymiliana Kosińskiego.
Droga Maksymiliana na Sybir i powrót do domu

Link do | Kosiński Maksymilian (Prześladowania, represje) |
» Pokaż wszystko «Przegl. «1 ... 59 60 61 62 63 64 65 66 67 ... 100» Dalej» » Pokaz slajdów